Jak pracować w POZ?

Historia medycyny rodzinnej w Polsce z fragmentami wywiadu z doktorem Janem Wolańczykiem

October 07, 2020 lek. Jacek Bujko Season 1 Episode 10
Historia medycyny rodzinnej w Polsce z fragmentami wywiadu z doktorem Janem Wolańczykiem
Jak pracować w POZ?
More Info
Jak pracować w POZ?
Historia medycyny rodzinnej w Polsce z fragmentami wywiadu z doktorem Janem Wolańczykiem
Oct 07, 2020 Season 1 Episode 10
lek. Jacek Bujko

Napisz do mnie bezpośrednio :)

W dzisiejszym odcinku opowiem Państwu krótką historię medycyny rodzinnej w naszym kraju oraz zaprezentuję fragmenty wywiadu z doktorem Janem Wolańczykiem, który nagrałem w 2014 roku.

Doktor Wolańczyk to niezwykle barwna postać. W zawodzie lekarza pracuje od 1979 roku i uważa medycynę rodzinną za najważniejszą specjalność lekarską, która daje pełen przegląd problemów zdrowotnych naszych podopiecznych. Doktor Wolańczyk pracuje jako lekarz rodzinny w swojej praktyce w Jedlinie Zdrój, jest nauczycielem medycyny rodzinnej oraz aktywnie uczestniczy na rzecz jakości opieki zdrowotnej. 

Z tego podcastu dowiesz się między innymi:

  • Dlaczego medycyna rodzinna jest czarnym koniem wśród karier?
  • Skąd wzięła się kość niezgody pomiędzy klinicystami a lekarzami POZ?
  • Dlaczego tak wielki potencjał specjalistów medycyny rodzinnej nigdy nie został w pełni wykorzystany? 
  • Jakie są perspektywy dla tej specjalizacji i kto najlepiej się w niej sprawdzi?

Zapraszam do słuchania. 

Support the Show.

--------------------
Myślisz o pracy w POZ? Chcesz jeszcze lepiej obsługiwać swoich pacjentów? Jesteś w świetnym miejscu. Zostań Patronem mojego podcastu i zyskaj dostęp do ekskluzywnych nagrań premium! Wesprzyj mój kanał, a poprowadzę Cię krok po kroku przez tajniki pracy lekarza medycyny rodzinnej!
Sprawdź płatną subskrypcję!

Dziękuję serdecznie patronom!
- lek. Piotr Pietryga - Poradnia Nova-Med Poznań
- Wojciech Arabucki

Rzuć okiem co jeszcze ciekawego robię :)
Dowiedz się więcej o mojej nadchodzącej książce
Zapisz się na newsletter i bądź na bieżąco z moją twórczością!
---------------------
Wspieramy leczenie naszej bliskiej koleżanki po fachu!

Kochani, w obliczu wyzwań, przed jakimi stanęła dr Urszula Wyrobek – niezwykła lekarka, żona i matka czwórki dzieci – każdy gest wsparcia ma ogromne znaczenie. Ula, która z pasją tworzy przyjazną pacjentom przychodnię, teraz sama potrzebuje naszej pomocy. Rak piersi, z którym się zmaga, zagroził jej marzeniom zawodowym oraz stawia pod znakiem zapytania przyszłość jej rodziny i możliwość opieki nad pacjentami. Dołącz do nas i przekaż swój wkład na https://pomagam.pl/wpfe8w. Razem możemy więcej!

Jak pracować w POZ? +
Stań się patronem podcastu i zdobądź dostęp do ekskluzywnych nagrań :)
Starting at $3/month Subscribe
Show Notes Transcript Chapter Markers

Napisz do mnie bezpośrednio :)

W dzisiejszym odcinku opowiem Państwu krótką historię medycyny rodzinnej w naszym kraju oraz zaprezentuję fragmenty wywiadu z doktorem Janem Wolańczykiem, który nagrałem w 2014 roku.

Doktor Wolańczyk to niezwykle barwna postać. W zawodzie lekarza pracuje od 1979 roku i uważa medycynę rodzinną za najważniejszą specjalność lekarską, która daje pełen przegląd problemów zdrowotnych naszych podopiecznych. Doktor Wolańczyk pracuje jako lekarz rodzinny w swojej praktyce w Jedlinie Zdrój, jest nauczycielem medycyny rodzinnej oraz aktywnie uczestniczy na rzecz jakości opieki zdrowotnej. 

Z tego podcastu dowiesz się między innymi:

  • Dlaczego medycyna rodzinna jest czarnym koniem wśród karier?
  • Skąd wzięła się kość niezgody pomiędzy klinicystami a lekarzami POZ?
  • Dlaczego tak wielki potencjał specjalistów medycyny rodzinnej nigdy nie został w pełni wykorzystany? 
  • Jakie są perspektywy dla tej specjalizacji i kto najlepiej się w niej sprawdzi?

Zapraszam do słuchania. 

Support the Show.

--------------------
Myślisz o pracy w POZ? Chcesz jeszcze lepiej obsługiwać swoich pacjentów? Jesteś w świetnym miejscu. Zostań Patronem mojego podcastu i zyskaj dostęp do ekskluzywnych nagrań premium! Wesprzyj mój kanał, a poprowadzę Cię krok po kroku przez tajniki pracy lekarza medycyny rodzinnej!
Sprawdź płatną subskrypcję!

Dziękuję serdecznie patronom!
- lek. Piotr Pietryga - Poradnia Nova-Med Poznań
- Wojciech Arabucki

Rzuć okiem co jeszcze ciekawego robię :)
Dowiedz się więcej o mojej nadchodzącej książce
Zapisz się na newsletter i bądź na bieżąco z moją twórczością!
---------------------
Wspieramy leczenie naszej bliskiej koleżanki po fachu!

Kochani, w obliczu wyzwań, przed jakimi stanęła dr Urszula Wyrobek – niezwykła lekarka, żona i matka czwórki dzieci – każdy gest wsparcia ma ogromne znaczenie. Ula, która z pasją tworzy przyjazną pacjentom przychodnię, teraz sama potrzebuje naszej pomocy. Rak piersi, z którym się zmaga, zagroził jej marzeniom zawodowym oraz stawia pod znakiem zapytania przyszłość jej rodziny i możliwość opieki nad pacjentami. Dołącz do nas i przekaż swój wkład na https://pomagam.pl/wpfe8w. Razem możemy więcej!

 HISTORIA MEDYCYNY RODZINNEJ W POLSCE 

 JAN WOLAŃCZYK: Ja egzamin zdałem 10 maja 1995 roku. W przyszłym roku będzie kupę lat już. A 12 maja poszedłem do Urzędu Wojewódzkiego do lekarza wojewódzkiego, nawiasem mówiąc lekarza ortopedy, z którym pracowałem i mówię do niego: 

“Janusz, słuchaj. Chciałbym otrzymać kontrakt na medycynę rodzinną”. 

A on mówi: 

“Ku**a Jasiu, ale tego jeszcze nie ma w Polsce”. 

To mówię: 

”Zróbmy”.

Zawołał po swoją dyrektor do spraw administracyjnych, magister Barbarę Świętą. Ona przyszła, jak mnie zobaczyła: „O, Jasiu!”, bo znała mnie ze szpitala górniczego jeszcze. 

”Będziecie razem pracować nad kontraktem dla medycyny rodzinnej”. 

Ona mówi: „Tego jeszcze nie było w Polsce. Zróbcie to”. 

[INTRO] 

Medycyna Rodzinna jest jedną z nowszych specjalizacji w Polsce. Została wprowadzona do polskiego systemu ochrony zdrowia ponad 20 lat temu na wzór systemu podstawowej opieki zdrowotnej (“Primary Care”) stosowanej przede wszystkim w Wielkiej Brytanii i w Holandii. 

Mówi się o medycynie rodzinnej, że to najtrudniejsza specjalizacja, żeby ją robić dobrze i najłatwiejsza, żeby ją robić źle. 

I jest w tym sporo prawdy. 

W dzisiejszym odcinku opowiem Państwu krótką historię tej specjalizacji w naszym kraju oraz zaprezentuję fragmenty wywiadu z doktorem Janem Wolańczykiem, który nagrałem w 2014 roku. 

Doktor Wolańczyk to niezwykle barwna postać. W zawodzie lekarza pracuje od 1979 roku i uważa medycynę rodzinną za najważniejszą specjalność lekarską, która daje pełen przegląd problemów zdrowotnych naszych podopiecznych. 

Doktor Wolańczyk pracuje jako lekarz rodzinny w swojej praktyce w Jedlinie Zdrój, jest nauczycielem medycyny rodzinnej oraz aktywnie uczestniczy w działaniach na rzecz jakości opieki zdrowotnej. 

Z tego podcastu dowiesz się między innymi:

  • Dlaczego medycyna rodzinna jest czarnym koniem wśród karier?
  • Skąd wzięła się kość niezgody pomiędzy klinicystami a lekarzami POZ?
  • Dlaczego tak wielki potencjał specjalistów medycyny rodzinnej nigdy nie został w pełni wykorzystany? 
  • Jakie są perspektywy dla tej specjalizacji i kto najlepiej się w niej sprawdzi?

Zapraszam do słuchania. 

[JINGLE]

Wcześniej w Polsce obowiązywał bardzo niejednorodny system opieki. Faworyzował on przede wszystkim mieszkańców największych miast, którzy mieli dostęp do ośrodków klinicznych i innych „spółdzielni profesorsko-ordynatorskich”. 

Natomiast nie da się ukryć, że rażąco zaniedbywał on pozostałych Polaków, którzy byli „uwiązani” do opieki w swoim „rejonie” i mieli dostęp do medycyny na poziomie, który żartobliwie można określić jako chleb zagniatany z pajęczyną. 

”Na prowincji” istniały gminne ośrodki zdrowia, których zadaniem było opiekowanie się mieszkańcami określonego obszaru zmuszonymi do korzystania z konkretnego ośrodka zdrowia. 

Działo się tak ze względu na system zwany „rejonizacją”. Do dziś wśród starszych kolegów lekarzy i lekarek powtarzane jest stwierdzenie „kontrola w regionie/rejonie”. Obecnie oznacza ono tyle, co „kontrola u lekarza rodzinnego”. 

W takich ośrodkach pracował często zespół złożony z internisty, pediatry, ginekologa i stomatologa. Zdarzało się, że mieszkańcami „rejonu” opiekował się felczer, lekarz bez specjalizacji lub specjalista medycyny ogólnej (czyli protoplasta medycyny rodzinnej). 

POLSKIE PRIMARY CARE 

Po przemianie systemowej na początku lat ‘90 nastał czas, który bardziej sprzyjał wprowadzaniu istotnych zmian w systemie opieki zdrowotnej. Postanowiono przesunąć nacisk z kosztochłonnego leczenia szpitalnego w stronę opieki bliższej pacjentom w ich miejscu zamieszkania. 

Miało to wyrównać nierówności w dostępie do opieki medycznej. W ten sposób powstał w Polsce system Podstawowej Opieki Zdrowotnej, w którym docelowo mieli pracować wyłącznie specjaliści nowopowstałej medycyny rodzinnej.

[JINGLE]

JAN WOLAŃCZYK: Ja egzamin zdałem 10 maja 1995 roku. W przyszłym roku będzie kupę lat już. A 12 maja poszedłem do Urzędu Wojewódzkiego do lekarza wojewódzkiego, nawiasem mówiąc lekarza ortopedy, z którym pracowałem i mówię do niego: 

“Janusz, słuchaj. Chciałbym otrzymać kontrakt na medycynę rodzinną”. 

A on mówi: 

“Ku**a Jasiu, ale tego jeszcze nie ma w Polsce”.

To mówię: 

”Zróbmy”. 

Zawołał po swoją dyrektor do spraw administracyjnych, magister Barbarę Świętą. Ona przyszła, jak mnie zobaczyła: „O, Jasiu!”, bo znała mnie ze szpitala górniczego jeszcze. 

“Będziecie razem pracować nad kontraktem dla medycyny rodzinnej”. 

Ona mówi: „Tego jeszcze nie było w Polsce. Zróbcie to”.

 
No i wzięliśmy się z Panią Dyrektor do roboty, no i zaczęliśmy tam pisać poszczególne rozdziały: kto, z kim, jak, na co, po co. 

Był też do pomocy prawnik Urzędu Wojewódzkiego. Pod koniec maja byłem w Kątach Wrocławskich, bo było takie posiedzenie Stowarzyszenia Menedżerów Opieki Zdrowotnej. I tam była pani profesor Kissimova-Skarbek z Krakowa. Siedzieliśmy tam w trójkę na ławce i rozmawialiśmy w słońcu, jak ten kontrakt powinien wyglądać. Podsunęła nam parę takich pomysłów, mieliśmy zrobiony prawie że wzór. 

Ale w czerwcu Zbyszek Król – też bardzo istotna postać, był wtedy prezesem dolnośląskiego, lubuskiego oddziału Kolegium Lekarzy Rodzinnych – powiedział, że w Krakowie też knują taki kontrakt i być może w przyszłym roku tam zaczną się kontrakty z wojewodą, i dał mi wzór, taki krakowski. No to wzięliśmy ten wzór krakowski, porównywaliśmy z tym, co żeśmy tutaj nawymyślali z tą Baśką Świętoniową. No i okazało się, że te kontrakty są bardzo zbliżone. 

I kiedyś mieliśmy taką naradę z lekarzem wojewódzkim, z doktorem Andrzejewskim i przyszedł mój kolega, Wiesław z Bielawy. No i się przykleił do nas, że on się w to włącza. A razem z nim zdawaliśmy egzamin. I tak się stało, że w połowie sierpnia praktycznie mieliśmy doszlifowany, uzgodniony przez prawnika Urzędu Wojewódzkiego, i ten cały kontrakt szedł do akceptacji przez wojewodę. 

Ale Wiesiek Iwanowski nie wytrzymał, a był wtedy wielkim działaczem izb lekarskich, nie wytrzymał i jak gdyby wystartował pierwszy do tego kontraktu. Dostał kontrakt od lekarza wojewódzkiego. Gdzieś tam wycyganił jakąś kwotę i do końca roku miał ten kontrakt. Dlatego właśnie Wiesiek Iwanowski jest pierwszym lekarzem rodzinnym na kontrakcie w Polsce.  

Tydzień później (albo mniej więcej w tym samym czasie) Wiesia Fabian wystartowała w Szczecinie. No więc tak wyglądała, że tak powiem, sprawa, jak powstawał kontrakt na Dolnym Śląsku. 

W różnych miejscach Polski powstawały regionalne kontrakty lekarzy rodzinnych, czyli w Szczecinie powstawał, w Krakowie powstawał, Lublin się czaił też z Lechem Panasiukiem, pierwsze kontrakty powstały tam dopiero pod koniec ‘96 roku. A ten kontrakt, który ja wypracowałem z lekarzem wojewódzkim (wtedy był wojewodą mgr Henryk Gołębiewski, późniejszy senator RP), nie interesowały nas barwy polityczne, interesowała nas medycyna rodzinna.

Pół roku później były kolejne rozmowy już z Jarkiem Maroszkiem i Władysławem Sidorowiczem, który był tam przewodniczącym Komisji Zdrowia Publicznego i takich spraw społecznych dla miasta Wrocławia. I tam od połowy ‘96 roku też trwały prace nad kontraktami. Tym razem to było z miastem dla lekarzy rodzinnych. Pod koniec roku stanęły pierwsze kontrakty dla lekarzy rodzinnych we Wrocławiu. Tak to mniej więcej wszystko wyglądało.

A ja w ‘95 roku 12 grudnia zwołałem tych lekarzy rodzinnych, którzy mieli mieć kontrakty, albo którzy zdawali ze mną ten egzamin. Zwołałem ich wszystkich i powołaliśmy pierwszy oddział terenowy – Wałbrzyski Oddział Terenowy Kolegium Lekarzy Rodzinnych. Ja byłem pierwszym jego prezesem przez cztery lata, później był Piotrek Polański dwie kadencje i Ula Puskarz.

Teraz już tego nie ma, wszystko rozwalił system, który nie wspierał i nie dopingował rozwoju podstawowej opieki zdrowotnej. Taka jest po prostu brutalna prawda.

Z drugiej strony, mam też żal do moich kolegów, że mimo tej całej klęski nie chcieli pokazać klasy, jaką są. A byli. Bo ja wiem, co oni robili w latach 1996 – 99. Naprawdę tyle rzeczy potrafili zrobić pacjentowi na miejscu, z tego teraz może robią dziesięć procent. Po prostu system nie dopingował ich do tego. Oni mieli klasę i mogli pokazać klasę. Wszystko po prostu padło, ludzie poszli na łatwiznę. Jeżeli masz odpoczywać godzinę i tyle ci dają, no to odpoczywasz godzinę. 

Na tym polega też ta cała psychologia klęski medycyny rodzinnej w Polsce. Tak naprawdę do ‘99 roku to był szczyt. Widać było, że powstają bardzo licznie praktyki lekarzy rodzinnych o różnej jakości. Późniejsi lekarze w tym ten poziom świadczeń był mniejszy, czyli najlepiej pracowali ci pierwsi lekarze lub ci, którzy  widzieli, tak jak Piotr Polański, on bardzo dużo rzeczy robił. Wszystko zależało od tego, kto był mistrzem w tym, nauczycielem na miejscu praktycznym wykonywania medycyny rodzinnej. To mniej więcej tak to właśnie wyglądało. 

[...]

Ja ze swojej strony, pracując w zarządzie w Zarządzie Głównym Kolegium myślałem nad tym, w jaki sposób pokazać, że medycyna rodzinna jest the best, najlepsza. 

[...]

W ‘99 roku to jeszcze byłem, że tak powiem, taki napompowany, że można coś jeszcze zmienić w tym kraju na lepsze. Poprawić ten cały system. 

Przedstawiłem właśnie wtedy zarys dziesięciu rozdziałów, w których mieściło się prawie 180 standardów, takich do oceny, jak funkcjonuje ta praktyka, zwracając szczególną uwagę na komunikację praw pacjenta, organizację praktyki, wiedzę o populacji zadeklarowanych pacjentów, wszechstronności opieki, czyli wizyty domowe, ale też ilości zabiegów, które się robi. 

I tutaj takim wyznacznikiem był zakres kompetencji lekarza rodzinnego opracowany w ‘94 roku przez zespół Tomasika i Windaka. I tam były wyszczególnione 3 stopnie umiejętności, które powinien umieć, albo o których powinien wiedzieć lekarz rodzinny. 

[...] 

I tam jest 100 stron czynności, które powinien bezwzględnie umieć lekarz rodzinny. Ja z nich umiem 98. Później dam Ci tę listę kontrolną. Masz po prostu oparcie, co umiem, czego nie umiem i co powinienem umieć. 

[JINGLE]

Pomimo zapału rzeszy lekarzy, którzy chcieli wprowadzać wysokojakościową medycynę rodzinną w Polsce, uporanie się z przeogromnym brakiem kadr było dramatycznym wyzwaniem. 

Specjalizacja z medycyny rodzinnej trwała 4 lata, a kadry potrzebne były natychmiast. Do pracy w POZ brano więc każdego, kto „nie uciekł na drzewo” z łapanki w klinice. 

Prowadziło to przede wszystkim do tzw. doboru negatywnego, czyli każdy, kto był zbyt słaby, by utrzymać się w klinice, był „zsyłany” na stałe do pracy w POZ. 

Dodatkowo zaproponowano także niektórym specjalistom (m.in. internistom, pediatrom, chirurgom i ginekologom) tzw. krótką ścieżkę – oznaczało to, że po 6 miesiącach weekendowych kursów można było uzyskać tytuł specjalisty medycyny rodzinnej i wszelkie uprawnienia do pracy w POZ. 

[JINGLE] 

Jacek Bujko: A co Pan sądzi o tej nowej ustawie duetów internistyczno-pediatrycznych? 

Jan Wolańczyk: Ja już nic nie sądzę. Po prostu zajmuję się swoją praktyką. To jest kolejny, kolejny błąd, który powiela i będzie powielał następne błędy. Niedługo praktyki, czyli podstawową opiekę zdrowotną będą prowadziły pielęgniarki, będą mogły wypisywać recepty. A cóż to tam pacjent z przewlekłą chorobą, przecież to może pielęgniarka zrobić. 

Tego typu myślenie, które jest we władzach polityków, prowadzi po prostu w ślepą uliczkę. Nie rozwinęli tego, co trzeba było, nie zdopingowali lekarzy rodzinnych do samokształcenia, do podnoszenia swoich umiejętności. Takie jest moje zdanie.  

Jacek Bujko:Co Pan sądzi o tej sytuacji jak chociażby w Wielkiej Brytanii - pielęgniarki mogą przepisywać jakieś leki, prowadzą pacjentów przewlekle chorych, astma, cukrzyca, nadciśnienie. U nich jakoś tam jakoś tam działa. 

Jan Wolańczyk: Ale to są pacjenci, którzy są ustawieni. Nie jest tak. Są ustawieni i cały czas pielęgniarki, że tak powiem prowadzą to wszystko, ale w kooperacji z lekarzami rodzinnymi. 

Jacek Bujko: Nie da się tu tak zrobić? 

Jan Wolańczyk: Tu? W Polsce? Nie. Tu nie ma nie ma tej kultury, nie ma tej kultury współpracy. Jeżeli ktoś już coś ma to mówi: „Ja jestem najlepszy”. Nie ma współpracy. 

Także ja to widzę po prostu w czarnych kolorach. Dopóki nie odwróci się trendu myślenia polityków, żeby szpitale, wykrywalność chorób, prowadzenie tych chorób, chorych i gwarancje opieki, były na wyższym poziomie musi funkcjonować bardzo dobra podstawowa opieka zdrowotna. Nie może być tak, żeby była ona spychana w kąt jako coś, co jest najmniej istotne w systemie. 

Przecież takie proste rzeczy, jak EEG, EKG, zrobienie badania holterowskiego, spirometria, gazometria, całą masę badań laboratoryjnych, to wszystko można robić tutaj. Rektoskopia, anoskopia. Dlaczego tego nie może robić lekarz? A cóż to? Ludzie mają seks analny, co to za tajemnica włożyć anoskop w kiszkę? Jest to jakiś problem? Dlaczego lekarz rodzinny jest odstawiony od prowadzenia ciąż? Od zajmowania się problemami ginekologicznymi? 

Jacek Bujko:To głównie wynika z tego, że dostępność ginekologów prywatnych jest tak duża, że każda wizyta to 100 złotych, za coś się musi nowy samochód kupić. 

Jan Wolańczyk: Chyba nie w tym jest rzecz. To samo dotyczy np. neurologów. Przecież nie jest takie badanie neurologiczne z grubsza skriningowe, żeby wykryć jakąś.. ja na przykład miałem rozpoznane trzy stwardnienia rozsiane, których neurolog nie rozpoznał. 

Dopiero na moją upierdliwość. 

Tak samo jak z tym chłopakiem, którego odesłał ortopeda. Kazał mu nosić ortezę. Dzisiaj go wysłałem do szpitala i został zoperowany. To są tego typu sprawy, że to naprawdę jeżeli by się pracowało nad jakością wykształcenia i nad jakością umiejętności lekarzy rodzinnych, to ten system po prostu by tak hulał jak złoty. Nie byłby drogi, a tutaj koszty tego leczenia to przede wszystkim czas, w jakim oczekujemy na ostateczną diagnozę, na weryfikację diagnozy. 

To jest chore w tym całym systemie, ale to wynika z tego, że podstawowa opieka zdrowotna została pozbawiona kompetencji. To, że ja robię to, co robię, to ja po prostu mam w du**e normalnie ten cały kontrakt z NFZ. Dla mnie najistotniejszy jest pacjent i to, co ja stwierdzę. Wysyłam go na przykład do specjalisty, to już z gotowym rozpoznaniem tylko chodzi o to, żeby miał potwierdzenie. I na przykład tę dziewczynkę, szesnastolatkę, widziałeś zdjęcia. Ona ma rwę kulszową, dyskopatię i musi mieć zrobiony rezonans magnetyczny. Wysłałem do neurologa a on ją odbił. A wysłałem do szpitala i powiedziałem, że ma zaburzenia czucia, ubytki i takie inne i dziewczyna była przyjęta, zdiagnozowana. I wyszło, że ma dwa dyski. Jeden do operacji. 

Także tego typu są kwestie, że dopóki nie zmieni się nastawienia polityków do podstawowej opieki zdrowotnej, dopóki sami lekarze nie zaczną pokazywać klasy, to ja to wszystko widzę w czarnych kolorach. To będą tam pojedyncze takie dupki jak ja, po Polsce porozsiewane. Reszta to szara masa. 

[...] 

Jacek Bujko: A gdybyśmy tak, jako młodzi na przykład zaczęli w siebie inwestować, ale w naszym gnieździe? 

Jan Wolańczyk: Ameryki to tu z Polski nie zrobisz. Tak jak jest na przykład stan Wisconsin w Stanach Zjednoczonych ze stolicą w Michigan, gdzie tam po prostu podstawy opieki zdrowotnej są family doctors. Oni mają swoje szpitale. 

Jacek Bujko:  Szpitale medycyny rodzinnej? 

Jan Wolańczyk: Tak, operują jakieś tam przepukliny, wyrostki, tam jakieś pęcherzyki, jakieś proste operacje, rodzą, odbierają porody, robią cięcia cesarskie. Są to podstawowe, proste rzeczy, to nie jest nic skomplikowanego. 

 Jacek Bujko: Dla mnie się wydaje, że jest to czarna magia.  

Jan Wolańczyk: Nieprawda! I powiem Ci, że na przykład zmieniłby taki system na to, żeby młodzi lekarze, którzy chcą być lekarzem medycyny rodzinnej, specjalistami medycyny rodzinnej, czy pracować gdzieś tam, bo ich pasjonuje po prostu kontakt z pacjentem. Żeby przeszli ciężką szkołę 10–15 lat. Ale ja nie mówię, że źle opłacaną. Dobrze opłacaną. W szpitalach, na reanimacji, na porodówkach, na sali operacyjnej, męki twardej chirurgii, na oddziałach kardiologii, hemodynamiki, żeby oni po prostu to wszystko umieli robić. No to jest kwestia dwóch, trzech lat na każdym takim poziomie. 

I po 15 latach zbiera po prostu cząstkowe egzaminy na każdym takim oddziale. Wtedy on otwiera swoją praktykę i jest po prostu facetem niezależnym przez następne 45 lat. Ale on się nie boi żadnego pacjenta, on mu zrobi wszystko na miejscu. To jest sens.

A tak, jak wypuszcza się młodych lekarzy, gdzie mają kapitalne podstawy teoretyczne i zerowe umiejętności. I często wyrzuca się ich na oazę polskiego chleba. Mówią: “Leczta teraz”. 

To nie wiem, czy ktoś się w ogóle przejął tym, że ten młody lekarz zaczyna się bać po prostu podejmować decyzje. Nie wiem, czy to jest takie rozsądne, bo młody chirurg, jeżeli uczestniczy tam przy operacjach asystuje, uczy się. I on po dwóch, trzech latach będzie spokojnie robił pęcherzyki, wyrostki, zrobi hemikolektomię, może sekcję, będzie obsługiwał laparoskopy. Ale on to robi dzień w dzień. To są te manualne rzeczy. On będzie otwierał czaszki i będzie wiedział, bo ma nauczyciela, który tego nauczył. To nie są trudne rzeczy, jeżeli to się robi stale. 

Jeżeli to się ogląda tylko, to się z tego mało co wie, bo to się nie czuje tego. I tutaj na przykład to, co robi pani Kopaczowa, Arłukowicz, to są ludzie bez pojęcia, bo oni nie byli nigdy na bloku operacyjnym, nigdy pacjentowi nie zrobili odmy. No to tak nie może być, że wypuszcza się lekarzy z olbrzymią wiedzą teoretyczną i z zerowymi umiejętnościami. 

Jacek Bujko: Czy w takim razie dobrym wyjściem byłoby wydłużenie specjalizacji z medycyny rodzinnej? 

Jan Wolańczyk: Ja myślę, że w ogóle, w ogóle zapomnieć o czymś takim, że specjalizacja trwa 4 lata, 3 lata, 1 rok. Są to pomysły sufitologiczne. Do sufitu idzie. Jak ocenić lekarza rodzinnego, gdzie jest napisane zakres umiejętności i kompetencji lekarza rodzinnego, jeśli go nie można sprawdzić przed egzaminem? Po to masz te sto czynności, które powinieneś umieć. 

I nagle mówię: „To nie jest takie istotne może wysłać do specjalisty”. To nie jest w tym rzecz, bo to jest prosta czynność, którą powinno się zrobić w gabinecie. I tu jest pies pogrzebany, i tego nie chcą zrozumieć ci przeklęci gnoje politycy. 

[JINGLE] 

CZARNY KOŃ WŚRÓD KARIER 

Traf jednak chciał, że miał miejsce pewnego rodzaju chichot losu – otóż praca w POZ okazała się być bardzo lukratywnym i dużo spokojniejszym zajęciem niż praca szeregowego „szpitalnika”. Dodatkowo była pozbawiona męczących dyżurów i ostrych stanów zagrożenia życia. 

Wkrótce więc utytułowani naukowo lekarze zaczęli obserwować, że ich „gorsi” koledzy „na zsyłce” zarabiają więcej od nich, a także wcale nie muszą pracować w Wigilię ani też nosić teczki za ordynatorem… 

Nie trzeba dodawać, że w wielu lekarzach narosła spora doza frustracji, krytycyzmu i tęsknoty za „starymi dobrymi czasami”. Daje się to odczuć nawet po 20 latach od wprowadzenia reformy w ochronie zdrowia. Pokutuje też dramatycznie zła opinia lekarzy klinicystów o lekarzach rodzinnych potęgowana przez fakt specyfiki kadrowej POZ.

Niestety po pierwszych sukcesach środowiska lekarzy rodzinnych spoczęły na laurach i przez te 20 lat w zasadzie nie udało się zbudować silnej pozycji medycyny rodzinnej w Polsce. Dalej zmagamy się z ogromnym brakiem kadr, a dodatkowo ostatnie lata były o tyle niekorzystne, że w siłę urosły ugrupowania nawołujące do „rozmontowania” POZ. 

To poskutkowało m.in. ustawowym powrotem do POZ lekarzy zupełnie do tego niewyszkolonych, czyli internistów i pediatrów. Przykra prawda jest taka, że sprawnie działająca opieka podstawowa działa na szkodę prężnie rozwijającemu się rynkowi prywatnych konsultacji specjalistycznych. Lekarze klinicyści są fatalnie opłacani i przemęczeni. Spokojny POZ to tak duży tort z pieniędzy, że każdy chce dorwać kolejny jego kawałek. 

[JINGLE] 

Jacek Bujko: Czy może w takim razie zmiana finansowania na stawkę mieszaną, a nie tylko czystą kapitacyjną? 

Jan Wolańczyk: Tak. Tak to powinno być zdecydowanie już dawno zrobione. Powinno być tak - stawka kapitacyjna na tyle wysoka, żeby np. 2008 roku nie wzrosły, to mamy 6 lat bez podwyżek. 

Tak niby mówią, że to z tego są jakieś pieniądze, ale też są wydatki. Może takim dopingiem byłoby skonstruowanie takiego systemu, gdzie masz kapitalizację większą niż do tej pory i to pozwala na przykład na zmianę wyposażenia praktyki, ale z utrzymaniem jakości. 

Jak masz dużo pacjentów zapomnij o jakości. Nie będziesz miał jakości. Będziesz miał pieniądze, ale nie będziesz miał jakości. Wtedy będę się zastanawiał: to mi nie jest potrzebne, to mi nie jest potrzebne. Bo tych ludzi strasznie dużo i oni tego wcale nie chcą. I piszę za dwa grosze skierowania do specjalisty, bo tyle mniej więcej kosztuje papier.  

Ale wpuszczenie takiego systemu - laryngolog płucze uszy za 80 złotych, ja płuczę za darmo. Mało tego, przyjdzie za 2 dni do mnie do kontroli, gdzie do laryngologa nie dostanie się za dwa dni, żeby zobaczyć czy te odleżynki od woskowiny tam się goją, czy nie goją. Politycy i zarządzający systemem jak gdyby nie chcą tego dostrzec. 

[...]   

No i druga sprawa, to są sami specjaliści, którzy wolą mieć kolejkę w swoich gabinetach i na ten kontrakt narzekać, że jest za mało, bo mogą więcej. Tak. Tylko co? Badanie korzonków? Płukanie uszu? Leczenie zapalenia spojówek? Leczenie kataru? Alergolog? Po co mi jest? Czy ja nie mogę zrobić testów? 

 

Także uważam, że tak, zdecydowanie system dobrej kapitacji pozwalającej na okresową wymianę sprzętu, to jest bardzo istotna sprawa w praktyce. I opłata za świadczenie, które do tej pory to wysyłane do specjalisty. I tu jest lista kontroli i Ministerstwo ma tę listę kontrolną. I ja wiem, że ma. I na tej liście kontrolnej jest napisane, jak i za jakie czynności można lekarzowi rodzinnemu zapłacić. Tych czynności jest 40. Z tekstów, które powinniśmy umieć. 

Jacek Bujko: Z tych stu, które powinniśmy umieć? 

Jan Wolańczyk: Z tych stu. To jest 40 takich. 

Jacek Bujko:  Ale nikt się nie spieszy do tego, żeby płacili za to dodatkowo poza kapitacją. 

Jan Wolańczyk: Tak. Dokładnie tak. 

[...]  

Jacek Bujko:  Mam wrażenie, że rozmawiając z lekarzami rodzinnymi, wcześniej prawdziwymi lekarzami rodzinnymi, których miałem i mam szczęście spotykać, właśnie widać, że pasja do medycyny to jednak łączy ich bardzo mocno, taki indywidualizm, że wiele rzeczy chcą robić sami. A są też tacy, którym wygodnie jest tylko brzuszek, brzuszek, stetoskop.  

[..] 

 Jacek Bujko: Jakiś aspekt pozytywny muszę tutaj znaleźć. 

Jan Wolańczyk: Aspekt pozytywny to jest jeden, że młodość więcej ma w sobie optymizmu i wiary w to co robi, niż ludzie, którzy mają już po prostu jakiś dorobek i przeżycie. 

Ja ci powiem tak, żebym miał tutaj dwóch, trzech, którzy myślą tak jak Ty, to ja bym to robił dalej, ja lubię takie rzeczy. Nie jestem pesymistą, tylko ja widzę, że sam nic nie zrobię, a moi koledzy patrzą raczej w stronę kasy, jak medycyny rodzinnej.  

Ja jestem fanem medycyny rodzinnej. Po prostu wiem, że to jest bardzo wartościowa specjalizacja medyczna, która nawet przez samych lekarzy nie jest doceniana i jest traktowana tylko jako źródło kasy. To jest okropne. I tych fanów jest mało. 

O tej klasie to mówiłem jeszcze przed Porozumieniem Zielonogórskim. My nie pokazujemy klasy, dlatego dostajemy w dupę. Pokażmy klasę i to, co młodzi powinni zrobić i to też mówiłem przez te 10 lat wszystkim moim młodym lekarzom, których wykształciłem - słuchajcie, macie wiedzę, jesteście bogaci w wiedzę, macie mózgi napompowane nowoczesną medycyną, ale nie macie umiejętności. I musicie kształcić te umiejętności. To jest wartościowe, jak posługiwać się narzędziami, jak  ręcznie zrobić coś pacjentom. Zobaczcie, jak świat popłynął w przyszłość. Teraz roboty gdzieś tam się steruje i operują. To są te umiejętności i to warto wykorzystać. 

To jest optymistyczne czy nie? 

[JINGLE] 

OBECNIE

Medycyna rodzinna jest więc niesamowicie obszerną i wymagającą specjalizacją. Mówi się o niej, że to najtrudniejsza specjalizacja, żeby ją robić dobrze i najłatwiejsza, żeby ją robić źle. Z założenia więc powinny ją wybierać osoby zdolne, ambitne i samodzielne. Niestety rzadko ma to miejsce, ponieważ równocześnie POZ jest widziany jako „ośla łączka” medycyny. 

 Zdarza się więc, że wybierają tę ścieżkę osoby, które chcą się ukryć za stertą papierów i robić jak najmniej. Byle tylko ktoś się do nich nie przyczepił. Ze względu na sposób opłacania POZ przez Narodowy Fundusz Zdrowia, powszechnie pokutuje podejście: „Czy się stoi, czy się leży, pińcet złotych się należy!”. 

Im więcej umiesz, im więcej chcesz robić w POZ, im lepiej chcesz otoczyć pacjentów opieką, tym więcej kosztów generujesz dla swojej praktyki lub pracodawcy. Tym mniej atrakcyjnym pracownikiem jesteś dla managera/dyrektora-kasiarza. A i on z bogatego, POZ-owego tortu chce wykroić jak najwięcej dla swojego centrum medycznego. Taka tradycja. 

Z upływem lat jednak zmienia się opinia o medycynie rodzinnej. Coraz więcej lekarzy wybiera tę ścieżkę kariery, także tak jak kiedyś medycyna rodzinna pozostawała źródłem niewykorzystanych miejsc rezydenckich, tak teraz staje się być oblegana i wręcz niedostępna dla wielu potencjalnych adeptów tej kariery. Być może nadszedł czas na pewien renesans tej specjalizacji, na pozyskiwanie zdolnych, ambitnych lekarzy, którzy chcieliby wybrać tę drogę specjalizacji lekarskiej. Czas pokaże. Jednak moim zdaniem należy być optymistycznym. Wydaje się, że medycyna rodzinna przyciąga coraz więcej młodych lekarzy do wyboru tej właśnie ścieżki. Czego i Wam życzę. 

[OUTRO] 

 

 

Początki medycyny rodzinnej w Polsce
Kim jest doktor Jan Wolańczyk
System opieki zdrowotnej przed POZ
Polskie Primary Care
Dr Jan Wolańczyk o początkach medycyny rodzinnej – fragment wywiadu
Główne problemy, z jakimi mierzyła się medycyna rodzinna w pierwszych latach
Dr Jan Wolańczyk o duetach internistyczno-pediatrycznych – fragment wywiadu
Dr Jan Wolańczyk o tym, dlaczego Polska medycyna rodzinna nie dorówna nigdy zagranicznej
Dr Jan Wolańczyk o tym, jak powinna wyglądać nauka specjalizacji z medycyny rodzinnej
Medycyna rodzinna – czarny koń wśród karier
Kwestie finansowe w POZ i medycynie rodzinnej
Medycyna rodzinna – wygoda czy pasja?
Medycyna rodzinna dziś